Naczytaliśmy się w lekturach i prasie, że pierwszym etapem procesu rekrutacji, jest rekrutacja internetowa. Pracodawca weryfikuje nasz wizerunek przeglądając profil na Facebook’u, Twitterze, a Google dociera nawet do naszych szkolnych świadectw z podstawówki. Tak, naprawdę.
Co powinniśmy robić?
Tak więc dbamy o nasze internetowe profile. Nie publikujemy zdjęć z towarzyskich spotkań, żadnego kieliszka wina w zasięgu kadru, tym bardziej kompromitującej miny. W wirtualnym świecie coraz częściej zapominamy o najważniejszym. O nas samych.
No dobrze, ale co z Tobą? Przecież lubisz dobrą zabawę, lubisz spotkać się ze znajomymi. Ba! Czasem nawet lubisz zrobić głupią minę, a z najgłupszych obrazków śmiejesz się do rozpuku. Ale przecież nie można. Nie można tego lubić. A jak ktoś zobaczy?
Tak więc pielęgnujemy i tworzymy nasze internetowe alter ego. Nasz profil składa się z branżowych nowinek, kliknięcia „lubię to” to same „mądre” portale i strony, muzyka – tylko alternatywna.
Tworząc profil na Facebook’u, tworzymy nową markę. Pielęgnujemy ją, dbamy o ładne obrazki, ciekawe treści. To bardzo dobrze. Ale to na pewno nie jesteśmy my. Każdy z Nas staje się powoli specjalistą od personal brandingu, w końcu trening czyni mistrza.
Większość polskich internautów spędza w internecie od 4 do 5 godzin dziennie. Zakładając, że dzień przeciętnego Polaka trwa około 15h (przy założeniu modelowych 9h snu), wirtualne życie pochłania 1/3 naszego dnia. Odliczając posiłki, dojazd do pracy powrót z pracy, zakupy, proporcje pomiędzy normalnym a wirtualnym życiem powoli się wyrównują. Przecież jedząc, jadąc i kupując również możemy „googlować”.
Chodzi o to, że powoli zmieniają się proporcje. Część życia spędzanego w sieci powoli wyprzedza „normalne” życie. Tracimy osobowość i stajemy się wyidealizowaną wersją siebie. Uparcie wierzymy, że im mniej pokazujemy prawdy o sobie, tym lepiej.
Z ostatniego raportu KPCB wynika, że Polacy lubią mówić dużo o sobie w sieci. Dużo niekoniecznie znaczy prawdziwie. Dzielimy się właściwie wszystkim online. Jesteśmy na 7. miejscu na świecie, na 1. z krajów europejskich.
Po wpisaniu w google hasła personal branding szkolenia, znajdziemy co najmniej 10 ofert. Bez żadnego problemu możemy nauczyć się jak kreować swoją osobę, jak się prezentować, żeby zrobić korzystne wrażenie. Jednym słowem – jak stworzyć robota.
Może trochę się wytłumaczymy. To nie tak, że jesteśmy temu przeciwni. Dobre pierwsze wrażenie jest nieocenione, zdobycie sympatii dyrektora renomowanej firmy – również. Po prostu trzeba umieć zachować dystans i zdrowe proporcje. Nauczyć się lubić i akceptować siebie.
Zapraszamy do obiektywnego spojrzenia na swój profil. Jak Wam się podoba Wasze alter ego?